Z Prypeci do elektrowni jest kawałek ...
a tak w ogóle to

... i wbrew panującym opiniom nie spotkamy po drodze psów wielkości konia ani innych zmutowanych postaci. Jedyną niebezpieczną sytuacją, jaką przeżyłem w zetknięciu z czarnobylską fauną to pozbawienie mnie, przez bliżej niezidentyfikowanego psa, całej paczki kabanosów. Nie zrozumiał, że poczęstowałem go tylko jednym.
Jeśli chodzi o odczyt z dozymetru to też za bardzo nie ma się czym przejmować. Poza tym jak to mówi staropolskie przysłowie "co dwie głowy to nie jedna". Wbrew panującym opiniom w elektrowni jądrowej w Czarnobylu nie doszło do wybuchu jądrowego. Radioaktywna chmura była w większości skutkiem wybuchu mieszanki wodoru, która wysadziła reaktor a także pożaru grafitowych bloków moderatora. Co nie oznacza, że nie ma tam miejsc niebezpiecznych i że wszystko co znajdziemy możemy zabrać do domu.

Generalnie poziom promieniowania nas nie zabije (chyba) a wszystko, co nas nie zabije, podobno wzmacnia. Żółty wariat ustawiony na warunki polskie wbrew pozorom nie odzywa się cały czas. Dla wnikliwych, z inżynierskim zmysłem rzuty znalezione w sieci i opatrzone autorstwem Carla Willisa:


Główną atrakcją, jeśli chodzi o elektrownię jest czwarty reaktor (po prawej), zamknięty w sarkofagu, który jak to w byłym ZSRR zaczynał się sypać. O ile na zewnątrz jako tako promieniowania nie ma, o tyle pod betonowym blokiem znajdują się szczątki reaktora, resztki paliwa i substancja zwana "czarnobylitem". Żeby zapobiec ponownej przygodzie, (po lewej) szykowana jest nowa kopuła zwana "Arką", która przykryje (już przykryła) w całości 4 reaktor. Francuska firma, która buduje to cacko warte setki milionów euro daje gwarancję tylko na kolejne 100 lat. Być może dlatego ceny mieszkań w okolicy nie podnoszą się. Swój udział w budowie mieli też pracownicy z Polski.

Znalezione na jednej z grup zdjęcia pokazują osoby, które miały swój wkład w budowę sarkofagu i Arki.


Na jednej z grup również, udało mi się odnaleźć kilka zdjęć przedstawiających budowę elektrowni:







Katastrofa spowodowała również, że nie ukończono budowy V i IV bloku. Zdjęcia z tego, co zostało można zobaczyć poniżej, dzięki uprzejmości
Marcina Nowaka:





Po wybuchu na miejscu pojawili się strażacy, którym za zasługi postawiono tylko pomnik.
Do dzisiaj w piwnicach szpitala pozostały ich ubrania, przy zetknięciu, z którymi miernik Geigera przypomina, że skazano ich na pewną śmierć.

Kiedy Matuszka Rasija zorientowała się, że Europa już wie zaczęła się akcja, która miała zapobiec dalszej eskalacji skażenia.




Krater reaktora zasypano związkami boru. Do tego podczas ponad 1800 lotów nad reaktorem wrzucono do niego 2400 ton ołowiu oraz 2400 ton piasku, gliny i dolomitu. Całość zamknięta została w betonowym sarkofagu, który dzisiaj przykryty jest już nową konstrukcją, zwaną ARKĄ. W Internecie znajdziemy wyliczenia, że ołowiu mogło być 2200 ton a piasku 3100 lub odwrotnie. Generalnie, jeśli ktoś nie szuka pretekstu do naukowej gównoburzy, to zrzucono tego w chuj.

24 dni po katastrofie rozpoczęto budowę sarkofagu. Trwało to 206 dni. Poniżej grupa ludzi, która uczestniczyła w stawianiu tej konstrukcji. Oczywiście nie są to wszyscy, zaangażowani w projekt.

Przeglądając informacje dotyczące likwidacji skutków katastrofy, możemy znaleźć wiele ciekawostek, które w większości opisane są w zakładce "Takie tam". Tutaj dla przedsmaku prezentuję zdjęcia pokazujące w jaki sposób odbywał się transport betonu. Aby ograniczyć prawdopodobieństwo wywiezienia na kołach ciężarówek, transportowano go gruszkami wewnątrzstrefowymi. Pojazdy nie podjeżdżały pod sarkofag.

Nie oznacza to jednak, że po wybuchu nie było ludzi, którzy zapuszczali się pod betonową pokrywę. Jedni wychodzili mniej inni bardziej zdrowi, jednak wizyty tam nie należały do zalecanych przez NFZ. Poniższe zdjęcie, znalezione na jednej z grup Fejsboookowych, pokazuje jak wyglądał reaktor przed i po. Chętni mogą też kliknięciem odpalić
Filmik 1 albo Filmik 2.

Pierwszym dziennikarzem a w sumie dziennikarką, której udało się wejść "do wnętrza" była Pani Viktoria Ivleva. Poniżej kilka zdjęć z wyprawy:






W sieci dostępne są ujęcia z odsłoniętego krateru i zdjęcia reaktora po katastrofie. Niestety jak już to wcześniej zostało wspomniane, autorzy będą trudni do ustalenia, albo wręcz niemożliwi.



Generalnie pracowało tam prawie wszystko co jeździło i latało. Sprzęt zostawiono na miejscu. Silne promieniowanie nie przeszkadza jednak amatorom łatwego zarobku w uszczuplaniu stanów magazynowych, dlatego też pewnie za kilka lat plac "cudownie" się wyczyści.

Wieczorową porą nic nie przypomina, że 30 lat temu miała tutaj miejsce katastrofa czarnobylska. Mało osób wie też, że ostatni działający reaktor wyłączono w 2000 roku.
Zainteresowani mogą zerknąć na filmik, pokazujący moment zamknięcia. Jednocześnie wydarzenia z 1986 roku nie były ostatnimi, tragicznymi. W 1991 roku doszło do pożaru turbiny prądotwórczej. Paliło się 180 ton oleju i 500 metrów sześciennych wodoru. Rząd Ukrainy podjął decyzję o zamknięciu reaktora nr II.

Ciekawostką jest również to, iż promieniowanie nie powoduje "świecenia ludzi" a nazwa taka jest jedynie przenośnią. Dodatkowo promieniowanie i następstwa Czarnobyla mogą spowodować chorobę popromienną, mieć negatywny wpływ na tarczycę, jednak nie zmienią nas w żadną czupakabrę, czy innego mutanta.

Istotną kwestią jest również to, że po 1986 roku wszystkie choroby nowotworowe, problemy z tarczycą, zmiany w płodach, itp. przypisywano Czarnobylowi. Przez to narosło wiele mitów a wiele statystyk jest wyssanych z szóstego palca u ręki. Powstało również w kurwę durnowatych memów, skąd nasze społeczeństwo coraz częściej czerpie wiedzę. Są też jednak takie jak ten:
